KUP TERAZ
Strona www stworzona w kreatorze WebWave.
Ku podrapała się leniwie po nosie końcówką ogona, która zaraz potem opadła wprost do rozkosznie chłodnej wody. Córka Mgieł ziewnęła przeciągle, po czym wyprężyła wszystkie kończyny niczym rozleniwiony kotek. Uchyliła powieki, by spojrzeć, cóż to porabiają jej drodzy przyjaciele. Nie mogła nigdzie dostrzec Gala, za to Snai przemykała wśród lian oraz gałęzi, zwinna i nieuchwytna jak zawsze. Drogi jej sercu Namer pouczał młodzików o sztuce ujarzmiania wewnętrznej energii niczym pradawny mędrzec, chociaż sam nie przeszedł jeszcze rytuału dojrzałości. Nuri, podążając sercem za swym wewnętrznym niedźwiedziem, pałaszował słodszy od miodu nektar błękitnych lilii, a mądra Yenshu czuwała nad młodzikami, przycupnąwszy na rozłożystej gałęzi mahoniowca niczym sowa.
Rajskie ptaki wraz z rozlicznymi gatunkami papug przeleciały tuż nad powierzchnią rozlewiska, jak zawsze budząc radość wśród rozbawionych dziatków. Ku zastrzygła uszami w zachwycie i zwinęła się w kłębek, opierając głowę na skrzyżowanych przedramionach. Jej długie włosy spływały wzdłuż jej ramion oraz pleców, kosmyk po kosmyku uciekając przy każdej nadarzającej się okazji z zaplecionego wprzódy niedbale warkocza. Wylegująca się obok tancerki Gem spojrzała w stronę przyjaciółki, a jej czarne oczęta błysnęły fioletami i ciemnymi różami radości.
– Nie chcesz do nich dołączyć, Ku? – zagaiła wesoło. Siedziała na rozgrzanym kamieniu wystającym znad powierzchni rozlewiska oparta o drugi, na którym wylegiwała się z kolei Córka Mgieł.
– Nie teraz. Dobrze mi tutaj – mruknęła w odpowiedzi, moszcząc się wygodnie w błękitnym mchu.
– Od kiedy cię poznałam, stałaś się strasznie zgnuśniała. Może to leniwce i pandy są twoimi prawdziwymi duchowymi przodkami?
– Nie można wykluczyć takiej możliwości! Wszak i one mają piękne uszka oraz miękkie futerko.
– Ku, ale ty nie masz futerka – stwierdziła rzeczowo Gem, podnosząc się wyżej i przesuwając utkaną z wody dłonią po plecach przyjaciółki. Ta zamruczała w odpowiedzi, prężąc grzbiet, po czym przeniosła na nią rozbawione spojrzenie.
– Istotnie, nie mam. Jednak moja skóra jest aksamitnie gładka wszędzie, gdzie nie mam łusek. Myślę, że mogłoby tam spokojnie wyrosnąć jakieś mięciutkie futerko.
Z tak postawionym argumentem Gem polemizować nie mogła. Zaśmiała się jeno i wdrapała na głaz obok przyjaciółki, po czym ułożyła głowę na jej plecach, niemal od razu zapadając w płytką drzemkę. Tancerka uśmiechnęła się szerzej, a następnie objęła ją ogonem. Obserwowała dłuższą chwilę zabawy Ludu Mgieł, do których dołączyły różowe sotalie, przemawiając w swym specyficznym, delfinim języku Wyciszała powoli wszelkie myśli, stając się z każdym oddechem jednością i harmonią z otaczającym ją istnieniem. Sięgała świadomością ku wirującym w powietrzu pyłkom oraz tańczącym wśród nich ognistym duszkom lori, rozkwitała wraz z różami, passiflorami, hibiskusami czy malwami. Rozpuszczała się w otaczającej ją efemerii wydarzeń, istot, charakterów, przeskakując radośnie pomiędzy ich duchowymi aurami. Poczynając od drobnych gryzoni, które poszukiwały przysmaków wśród korzeni drzew czy krzewów przez dumne jelenie aż po potężne pumy, dziewczyna doświadczała cudu życia.
Kiedy lekki wiatr poruszył niebiesko-zielonymi liśćmi, uniosła odruchowo głowę nieco wyżej, by zaznać jego delikatnego dotyku, acz nie powróciła świadomością do swego ciała. Sięgała dalej, głębiej, pełniej. Pozwalała co uważniejszym, bardziej wyczulonym na efemeryczny dotyk istotom by ją zauważyły, jednakowoż przez większość czasu jej duch przemykał się niepostrzeżenie wśród cieni drzew oraz kłębów mgieł unoszących się nad lazurowymi wodami. Coś ją wołało, coś nakazywało jej skupienie uwagi. Ulotna niczym dojrzałe dmuchawce, lekka jak promień Słońca mistyczna aura przemierzała Afilen. Zmierzała w stronę Rozlewiska Azulia tam, gdzie swój dom miała Ku wraz ze swym ludem. Jej charakterystyczną cechą było to, iż nie posiadała absolutnie żadnych charakterystycznych cech, miast tego będąc jednością z otaczającym ją lasem.
Córka Mgieł przez chwilę nie potrafiła pojąć, cóż takiego doświadcza swoimi poza cielesnymi zmysłami, aż nagle nadeszło zrozumienie. Zerwała się na cztery kończyny, siadając niczym kot i budząc przez przypadek Gem, po czym zastrzygła uszami w ekscytacji. Jej ogon zaczął latać na boki niecierpliwie, co i rusz obijając się o kamień.
– Ku co ty wyprawiasz? – mruknęła przyjaciółka.
– Cichutko. Patrz uważnie.
Gem zasiadła obok nie rozumiejąc, czego dokładnie się od niej oczekuje. Przez dobre parę minut nie działo się absolutnie nic, co mogłaby zaklasyfikować jako godne uwagi. Już otworzyła usta, by zapytać towarzyszkę, na cóż takiego ma dokładnie patrzeć, wtem jednak wiatr zadął nagle, po czym równie niespodziewanie ucichł, a całe życie dookoła zastygło w oczekiwaniu.
Srebrzysta tafla Rozlewiska Azulia zalśniła feerią barw, po czym jej powierzchnia stała się gładka niczym najczystszy kryształ, na którego krawędzi tańczyła tęcza. Rajskie ptaki zerwały swój szyk, po czym zasiadły z papugami na wysokich gałęziach dębów, wierzb i mahoniowców wraz z nadrzewnymi kotami, pod nimi zaś zasiadły puchate lisy. Na brzeg wystąpiły kotiki oraz wielobarwne płazy w towarzystwie różnokształtnych jaszczurek. Sylie zakwitły wśród hibiskusów, marany i lori zaś zaprzestali swych harców. Nawet Słońce przygasło na moment, nie chcąc swym blaskiem naruszać świętości jej nadejścia.
Oria Białowłosa, Pani Czarnego Dębu, Opiekunka Błękitnego Światła powróciła do Lasu Mgieł.