KUP TERAZ
Strona www stworzona w kreatorze WebWave.
Chociaż Snai była gibka i zwinna jak nikt inny spośród Ludu Mgieł, tak czyhający na nią drapieżnik był zdecydowanie od niej szybszy i silniejszy. Nie potrafiła go dostrzec, wiedziała jednak, że kryje się wśród leśnych gęstwin. Każdy głęboki cień czy obszerny krzew mógł być mu schronieniem, bezpiecznym sanktuarium przed bystrym wzrokiem oraz wyczulonym słuchem. Świadomość ta wypełniała serce dziewczyny zwątpieniem, jednakowoż nie mogła skrytemu drapieżcy poświęcać w owej chwili uwagi.
Gonił ją bowiem niedźwiedź.
Zwykła ucieczka na drzewo nie wchodziła w grę, gdyż jej adwersarz potrafił się wspinać wcale nie gorzej od niej. Co więcej, wśród wysokich gałęzi krył się kolejny przeciwnik, który uważnie obserwował cały pościg, czekając na dogodną sposobność, by poszybować wprost na nią i pochwycić w pazury. Dlatego też dziewczyna nie mogła ot tak wdrapać się na dowolny konar, licząc na to, że wrodzone zdolności wspinaczki pozwolą bezpiecznie wydostać się z potrzasku. Nie mogła pozostawać zbyt długo na ziemi, niedźwiedź bowiem powoli ją doganiał. Był od niej zdecydowanie mniej zręczny i nie przebierał kończynami tak szybko, jak ona, lecz skutecznie nadrabiał to zasięgiem potężnych łap oraz niezmordowaną wytrzymałością.
Snai czekała do ostatniej chwili, wypatrując uważnie odpowiedniego drzewa. Miała wrażenie, iż czuje już na puszystym, rudym ogonie oddech goniącego ją napastnika, kiedy odbiła w prawo i wskoczyła na wydatny korzeń. Z prędkością błyskawicy zaczęła wspinać się po grubym, chropowatym konarze. Tym manewrem udało się jej skonfundować niedźwiedzia, jednakowoż ten po chwili zawrócił, by następnie z rykiem rzucić się za nią na drzewo. Wspinał się wcale szybko, co wywołało popłoch w wiewiórczym sercu Snai. Zastrzygła ząbkami i wczepiwszy się mocno pazurami w ciemną korę, rozważyła możliwości. Mogła spróbować zeskoczyć na ziemię, by zmieszać niedźwiedzia, jednak obawiała się, iż nie znajdzie drugiego tak wdzięcznego do wspinaczki konaru. Oceniła też naprędce, że błędem byłoby bawienie się w żbika i myszkę na drzewie, na którym się znajdowali. Przeciwnik był wytrzymalszy od niej oraz zdeterminowany, by ją złapać. W takich warunkach nie miała szans wyjść z pościgu dookoła konaru obronną ręką.
Toteż nie widząc innej możliwości, Snai wdrapała się prędko na grubą gałąź i korzystając z faktu, iż od niedźwiedzia dzieliło ją dobre kilka stóp, rozejrzała się prędko po koronach drzew. Dostrzegła kolejnego adwersarza, który, chociaż poruszał się ciszej od samego wiatru, tak wśród wielobarwnego listowia maskował się raczej mizernie. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem i rzuciła pędem przed siebie. Zgodnie z jej oczekiwaniami nietoperz zleciał na nią niemal bezszelestnie, ale ona była gotowa. W ostatniej chwili przypadła płasko do gałęzi, owinęła się wokół niej ogonem, po czym zawiesiła się głową w dół. Zaskoczony napastnik przeleciał nad nią i opadł na gałąź trzy łokcie niżej.
Snai wiedziała, że ten potrzebuje paru sekund, by zebrać się w sobie i zaatakować ponownie, lecz nie miała najmniejszego zamiaru czekać na następne jego posunięcie. Upewniwszy się pobieżnie wzrokiem, że nietoperz musi skorygować pozycję, by ponownie wzlecieć w leśne przestworza, Snai wdrapała się ponownie na gałąź i z okrzykiem radości przeskoczyła na pobliskie drzewo. Wylądowała miękko, wczepiając pazury w korę, po czym spojrzała prędko za siebie. Zgodnie z przewidywaniami niedźwiedź zawahał się przed skokiem. Gałąź, na której znajdowała się dziewczyna, zapewne nie utrzymałaby jego ciężaru, lecz nie oznaczało to, iż ten miał zamiar zrezygnować z pościgu. Korona drzewa zabujała się i jęknęła szmerem liści, kiedy niedźwiedź skoczył na pień, obejmując go mocarnymi ramionami. Nie wykonał tego manewru tak zgrabnie, jak dziewczyna, ale jego determinacja była niezłomna.
Wiewiórka nie chciała wprzódy wchodzić tak wysoko na drzewa, w owym miejscu bowiem rosły one nad wyraz gęsto. Nie tylko ich korzenie, ale i gałęzie splatały się ze sobą, umożliwiając stosunkowo proste przedostawanie się między nimi. Oznaczało to, iż Snai nie miała jak wykorzystać swej zwinności przeciwko niedźwiedziowi, ten bowiem mógł po prostu za nią biec przez większość czasu. Co gorsza, charakterystycznie splecione korony drzew tworzyły dziesiątki miejsc będących idealnym miejscem do lądowania dla nietoperza, ułatwiając mu zwinne manewry w czasie pościgu.
Dziewczyna czuła, że znajduje się w potrzasku. Lawirowała wśród gałęzi, ale im dłużej trwał pościg, tym krótszy stawał się dystans pomiędzy nią a napastnikami. Niedźwiedź zdawał się wcale nie męczyć, nietoperz zaś nurkował coraz to częściej i skręcał ostro, kiedy ta unikała jego łap, nie dając się po raz drugi nabrać na tę samą sztuczkę. Snai była już przekonana, że oto zaraz zostanie pochwycona przez szybującego nad nią napastnika, kiedy dostrzegła dla siebie ratunek w postaci długich, zwisających dookoła brązowych, zielonych oraz ciemnoniebieskich lian.
Złapała jedną z nich i nagle się zatrzymała. Nietoperz przeleciał tuż przed nią, zaraz jednakowoż zakręcił w powietrzu i przysiadł na drewnianej platformie, gotów zawrócić. Niedźwiedź zaryczał triumfalnie, widocznie przekonany, iż dopadł swą ofiarę, lecz wiewiórka zsunęła się prędko, nie dając mu nawet cienia szansy na to, by ją pochwycił.
Widząc to, nietoperz wrzasnął wesoło. Snai już zaczęła skakać pomiędzy lianami, ale był to sposób przemieszczania się zdecydowanie wolniejszy od lotu. Skrzydlaty drapieżca wystrzelił przed siebie niczym błyskawica, sprawnie manewrując wśród gałęzi oraz pnączy. Złożył błoniaste skrzydła, kiedy znajdował się parę stóp nad nią i runął w dół, szczerząc białe kły. Snai nie miała gdzie uciekać. I nie miała zamiaru tego uczynić.
Owinęła puszysty ogon dookoła jednej z lian i skoczyła wprost na napastnika. Ten zdumiony manewrem instynktownie skorygował lekko kurs, chcąc złapać jej bok, kiedy jednak znaleźli się tuż przy sobie, dziewczyna szarpnęła mocno ogonem do góry, zarzucając na niego pnącze. Nietoperz obrócił się, rozpościerając ponownie skrzydła i zawisł na parę uderzeń serca w powietrzu, dzięki czemu nie skończył zawinięty w roślinną pułapkę. Gotów był ponownie zaatakować, jednak Snai wykorzystała te parę cennych sekund, by złapać kolejne pnącza. Skakała wśród gałęzi dookoła nietoperza, oplatając go ciasno. Ten oczywiście nie pozostawał bierny, jednakowoż wiedziony złością i goryczą porażki począł szarpać się na ślepo, co tylko pogorszyło jego sytuację. W końcu zawisł w brązowo–błękitno–zielonym więzieniu, a wiewiórka skoczyła przed niego.
– Musisz pogodzić się z tym, że jestem nieuchwytna! – krzyknęła triumfalnie i wyszczerzyła białe ząbki.
– Jeszcze cię dopadnę Snai i wtedy…
– Powodzenia!
Dziewczyna skoczyła na splecione pnącza i rozhuśtała roślinną pułapkę, co spotkało się z okrzykami protestu, których jednakowoż nie miała zamiaru słuchać. Wiedziała, iż nie może tracić czasu, niedźwiedź bowiem cały czas czyhał na nią, gotów w każdej chwili rzucić się w dalszą pogoń. Mierzyli się przez chwilę wzrokiem, aż ten chwycił kilka lian i zaczął je ciągnąć ku górze, wraz z nimi zaś towarzysza łowów oraz samą wiewiórkę.
Ta jednak miała gotowy plan. Odczekała cierpliwie i kiedy była niemal w zasięgu łap adwersarza, skoczyła na gałąź, na której się znajdował, jednak parę stóp za nim. Niedźwiedź nie był głupi, spodziewał się takiego manewru, toteż od razu rzucił się za nią. Wiewiórka postawiła wysoko swój puszysty ogon, zdając sobie sprawę, że ją to spowalnia, było jednak konieczne do realizacji pomysłu. Kiedy znajdowała się stopę od grubego pnia, skoczyła w bok, podkulając jednocześnie rudą kitę. Goniący ją przeciwnik nie spodziewał się takiego manewru, pozornie bowiem Snai skakała ku własnej zgubie dobre kilkadziesiąt łokci w dół, przez co z pełnym impetem uderzył o drzewo. Mając przed sobą wprzódy jeno wiewiórczy ogon, nie zdołał oszacować odległości od konara, a przez to wyhamować, co okupił bolesną kolizją.
Jęknął głucho i zgoła niegroźnie jak na swoje gabaryty, po czym rozejrzał się niemrawo dookoła, poszukując swej ofiary. Ujrzał charakterystyczne, rude futerko wśród błękitnych i różowych liści, kiedy wiewiórka, uczepiona liany, na którą skoczyła w ostatnim momencie, przyglądała mu się z uśmiechem triumfu. Spróbował zebrać się w sobie, ale był na tyle oszołomiony, iż zanim zdołał się podnieść, Snai wylądowała bezpiecznie na grubej gałęzi i pobiegła dalej na wszystkich czterech kończynach.
– Nie tym razem misiu–pysiu! – krzyknęła i rzuciwszy ostatnim spojrzeniem za plecy, zachichotała, po czym już bez chwili zwłoki ruszyła pędem przed siebie.
Chociaż cieszyła się ze swych zwycięstw, tak wiedziała, iż wciąż czyha na nią dwójka pozostałych, skrytych dotychczas przeciwników. Nie musiała długo czekać, aż jedno z nich się ujawni. Ledwo wyłapała szum wody zwiastujący, iż cel podróży znajduje się wcale blisko, kiedy kątem oka dostrzegła wspinającą się zwinnie na pobliskie drzewo postać. Im bliżej rzeki tym roślinność bardziej się przerzedzała, ale jak to w Lesie Mgieł wciąż pozostawała nad wyraz bujna. Powinno to było utrudniać sprawny pościg, lecz przemieszczanie się pomiędzy gałęziami nie było trudne dla kogoś, kto porusza się tak sprawnie, jak przeciwniczka Snai.
Smukła istota pokonywała kolejne przeszkody na swej drodze, jakby wcale ich nie było, a tempo jej biegu było doprawdy imponujące. Wiewiórka z niechęcią musiała przyznać, że chociaż przeciwniczka nie była zwinna jak ona, tak była od niej szybsza. Wskoczyła na gałąź, blokując Snai drogę ucieczki i przycupnęła jak kot, strosząc swoje długie, trójkątne uszy zakończone puchatymi pędzelkami.
– Nie masz już dokąd uciekać – powiedziała śpiewnym głosem, zamiatając długim, jaszczurczym ogonem na boki.
– To już ostatnia prosta. Za rzeką mnie nie dopadniecie. – Ruda dziewczyna przemawiała z brawurą, ale serce biło jej jak szalone.
– Najpierw musisz do niej dobiec.
– O to się nie martw. Nikt nie biega po drzewach lepiej niźli ja.
Oczy jaszczurki błysnęły bursztynem. Przez parę sekund mierzyła ją wzrokiem, po czym skoczyła ku niej. Snai nie miała wyboru. Obróciła się i rzuciła biegiem, licząc na to, iż niedźwiedź wraz z nietoperzem nie wznowili pościgu. Kiedy przeciwniczka już ją doganiała, wykonała dłuższy skok w prawo i znalazłszy się na oddalonym o dobre kilka stóp konarze, ponownie pobiegła w stronę rzeki. Szum wody zdradzał, że była blisko, tak blisko, iż…
Uszu wiewiórki dobiegł nagle chichot. Spojrzała w dół, gdzie ujrzała jaszczurkę przemykającą lekko wśród niżej położonych gałęzi, wyprzedzając po chwili Snai. Ta zmuszona była ponownie się wycofać, by nie dać się złapać, ale ta podążyła od razu za nią.
Czas działał zdecydowanie na niekorzyść wiewiórki. Była już zmęczona, a jaszczurka emanowała siłą i chęciami, by ją pochwycić. Biegała również zdecydowanie szybciej, nawet jeśli nie potrafiła skakać ani wspinać się tak sprawnie. Kiedy ich drogi ponownie niemal się przecięły, Snai warknęła cicho pod nosem i zamiast biec dalej przed siebie, poczęła wspinać się po konarze.
Szybko znalazła się na szczycie drzewa. Las Mgieł z tej perspektywy wyglądał wspaniale. Zielone, błękitne i różowe liście mieszały się ze sobą w mozaice, opalizującej setką kolorów oraz odcieni pod wpływem ciepłych, złocistych promieni Słońca. Zaraz poczęły falować niczym wielobarwna powierzchnia jeziora, kiedy cztery wiatry zstąpiły delikatnie z niebios, niosąc subtelne orzeźwienie. Nawet podczas szalonego pościgu Snai nie mogła nie zachwycić się tym widokiem, podsyconym miękkim, słodkim zapachem oraz szmerem nieodległej rzeki.
Parę sekund zwłoki wiele kosztowało rudowłosą. Jaszczurka była uparta oraz zdecydowanie sprytniejsza od poprzednich przeciwników. Wyskoczyła spomiędzy gęstego listowia ledwo parę stóp za wiewiórką, a ujrzawszy ją, uśmiechnęła się perłowo białymi ząbkami i od razu rzuciła się do pościgu. Snai udało się uniknąć ataku tylko dzięki temu, iż zanurkowała ponownie, próbując skryć się wśród bujnych koron. Niestety dla niej, bursztynowe oczy ścigającej ją dziewczyny zdolne były wypatrzeć każdy, najmniejszy nawet ruchu.
Gonitwa miała niemal się ku końcowi, ruda uciekinierka nie była bowiem w stanie prześcignąć jaszczurki. I kiedy już miała wrażenie, że czuje na puszystym ogonie ostre pazury, dostrzegła dla siebie ostatnią desperacką szansę. Runęła w dół, zbiegając spiralnie po konarze drzewa. Przeciwniczka nie odpuszczała, była cały czas tuż za nią, chociaż nagły manewr dał Snai parę cennych sekund, które miała zamiar wykorzystać.
– Nie uciekniesz mi!
Miękki, pełen energii i entuzjazmu krzyk zmobilizował wiewiórkę. Zacisnęła zęby, po czym ponownie zaczęła wspinać się ku koronom drzew. Wytężyła wzrok, poszukując miejsca, w którym mogła wykorzystać wrodzoną zwinność przeciwko jaszczurce. Oczy błysnęły jej radośnie, a futro na głowie się nastroszyło. Wskoczyła na drzewo, upstrzone wyjątkowo gęsto gałęziami i zaczęła krążyć dookoła konaru pomiędzy nimi.
Jaszczurka ruszyła od razu za nią. Mimo gęstego listowia z łatwością odnajdywała ją ponownie, nawet jeśli na kilka sekund traciła ją z oczu. Tym, co ratowało Snai był fakt, iż przeciwniczka nie nadążała za nią, kiedy goniły się wśród konarów drzew. Zamiast bezpośrednio wdrapywać się na pień, skakała większość czasu po gałęziach, w ten sposób ścigając wiewiórkę. I to właśnie postanowiła wykorzystać dzielna uciekinierka.
Skryła się za jednym z konarów, miast jednak wspinać się ku błękitnym liściom, podszytym nikłym indygo, skoczyła na koniec giętkiej, elastycznej gałęzi. Wykorzystując pęd, zagięła ją tak mocno, jak tylko była w stanie. Jaszczurka wskoczyła na pobliski pęd i krzyknęła triumfalnie, przekonana o swoim zwycięstwie, Snai była bowiem oddalona o ledwo parę stóp od niej. Jednakowoż ruda dziewczyna ani myślała o kapitulacji. Puściła gałąź ze złośliwym uśmieszkiem, która wystrzeliła z taką prędkością, że przedwcześnie świętująca swe zwycięstwo jaszczurka nie miała czasu zareagować.
Pomarańczowo-brązowy pęd trafił ją w tułów, odrzucając dobre kilka kroków w tył. Chcąc nie chcąc, jaszczurka wylądowała na rozległej gałęzi, prychając i kichając, oraz strosząc raz po raz uszami, próbując wytrzepać z nich listowie. Snai nie dała jej odpocząć. Skoczyła na końcówkę gałęzi, na której znalazła się jaszczurka i rozbujała ją, po czym wyskoczyła parę łokci w górę. Ścigająca ją przeciwniczka próbowała złapać równowagę, ale przez to, iż była opleciona dziesiątkami gałązek, paroma lianami, a w jej głowie dalej panował chaos, nie zdołała się utrzymać i spadła parę jardów ku ziemi.
Wiewiórka obejrzała się tylko raz, ciemne oczy błysnęły triumfalnie. Pędem biegła w stronę rzeki, wiedząc, że za nią będzie bezpieczna. I kiedy ujrzała szemrzącą krystalicznie wodę i tańczące nad taflą smugi mgły, jej uszu sięgnął przeraźliwy dźwięk. Potężny ryk sprawił, iż bogata symfonia ptaków, wesołe rechoty żab, cykanie owadów czy nawet szmer wody oraz liści umilkły na parę sekund, po czym rozbrzmiały chaotyczną kakofonię.
Oto ostatni z łowców ruszył do pościgu.
Czarny jaguar zjawił się jak zawsze niespodziewanie. Ot, wyłonił się nagle z leśnej gęstwiny, by w paru sprawnych skokach znaleźć się ledwo kilka kroków za Snai. Musiał czaić się w tym miejscu od dłuższego czasu, cierpliwie czekając, aż jego ofiara sama przybędzie. Był wypoczęty, w pełni sił, gotów do długiego pościgu, jak i nagłego zrywu, wiewiórka zaś miała wrażenie, że zaraz wszystkie cztery kończyny odmówią posłuszeństwa. Nie mogła jednak się poddać. Nie teraz, nie nigdy.
Jaguar był najgorszym ze wszystkich przeciwników. Jego czujne oczy śledziły każdy ruch, potężne kończyny zapewniały mu niesamowitą mobilność, ostre pazury umożliwiały wspinaczkę po każdej powierzchni. Chociaż był młody i niewiele większy od Snai, tak wzbudzał respekt samą swą obecnością. A kiedy zaryczał raz jeszcze, jej serce zamarło.
Była jednak zbyt zdeterminowana, by się poddać. Obrana przez nią trasa prowadziła do miejsca, w którym najłatwiej byłoby przeskoczyć nad rzeką na drzewa znajdujące się po drugiej stronie. Miała nadzieję, iż wykorzysta ten fakt i zdąży uciec, nim jaguar zorientuje się w sytuacji. Nie doceniła go. Ten cały czas czekał na nią cierpliwie, aż obierze właśnie tę trasę. Jej szanse na dotarcie do rzeki były niemalże zerowe. Jedyną możliwością pozostawało…
Ruda dziewczyna odbiła w prawo, zawracając w górę wodnego strumienia. Jaguar parsknął ze zdziwieniem, jak i rozbawieniem, by zaraz skoczyć za nią. Szybko nadrabiał stracony dystans. Gotów był ją pochwycić za parę sekund, brakło mu do tego ledwo dwóch, może trzech długich susów, a młoda wiewiórka znalazłaby się w jego szponach. Wtem jednak pojął, dokąd biegnie jego ofiara i się zawahał. Nie odpuścił pościgu, jednakowoż zwolnił na kilka sekund, co Snai wykorzystała w pełni.
Smukłe, wysokie drzewo wypuszczało jedną, zaskakująco długą, wiotką gałąź w stronę rzeki, która zachybotała się z jękiem, kiedy rudowłosa na nią wskoczyła. Bieg po niej był ryzykowny, ale ona się nad tym nie zastanawiała. Jaguar skoczył zaraz za nią i uśmiechnął się szeroko. Wiewiórka wybrała najgorsze miejsce ze wszystkich, by pokonać rzekę. Była ona w tym miejscu szeroka na dobre kilkanaście stóp, a drzewa na przeciwległym brzegu rosły rzadko, toteż niewiele było miejsc, by się złapać. Co gorsza, chybotliwa gałąź, po której biegli, nie zapewniała odpowiednio stabilnego podłoża, by wyskoczyć dostatecznie daleko.
Toteż jaguar był przekonany, iż jego ofiara znalazła się oto w potrzasku, pułapce bez wyjścia. Runo leśne pod nimi było skąpe, więc nie było możliwości, by się w nim skryć, a po twardym podłożu biegał zdecydowanie szybciej niż Snai. By zaś przeskoczyć w bok na którekolwiek z pobliskich drzew, musiałaby się zatrzymać przynajmniej na parę uderzeń serca, a w tym czasie on z łatwością pochwyciłby ją w swe mocarne łapy.
Wiewiórka zrobiła jednak coś, czego się nie spodziewał. A mianowicie, pomimo ewidentnego zmęczenia, rozpędziła się jeszcze mocniej, jakby szum rzeki oraz przepaść między koronami drzew dla niej nie istniały. Drapieżnik patrzył na to zdumiony, po czym zrobił coś, o co sam siebie nie podejrzewał. Również przyspieszył, zdając sobie sprawę, iż nie zdoła się zatrzymać przed rzeką na tyle wcześnie, by bezpiecznie zeskoczyć na twardy ląd i zakrzyknął:
– Snai, stój! To niebezpieczne, zrobisz sobie…
Nie zdążył skończyć. Wiewiórka wyskoczyła wysoko, pełna gracji i pewności siebie. Wybiła się w ostatnim możliwym momencie, za nic mając sobie niemożliwą do pokonania odległość, złowrogi szum wartko płynącej rzeki, pełen troski ryk jaguara. Nie interesowały ją desperackie okrzyki jaszczurki oraz niedźwiedzia, którzy biegli również w stronę lazurowej wody czy ostrzeżenia nietoperza, przemykającego wśród wysokich gałęzi.
Słońce ozdobiło złocistymi promieniami jej rude futerko. Przez parę sekund Snai wyglądała niczym awatar żywiołu ognia, pełna siły i energii, niewzruszona przez prawa materialnego świata. Ścigający ją jaguar zwolnił kroku, zafascynowany hipnotyzującym widokiem, jaszczurka krzyknęła z zachwytem, czując bijącą od wiewiórki aurę prymarnego życia.
Była za daleko, by sięgnąć łapkami do gałęzi po drugiej stronie. Wszyscy to widzieli, chociaż serca płonęły nadzieją, by podołała. Nagle jednak Snai skuliła się w sobie, obróciła z impetem i rozwinęła długi, puszysty ogon, by pochwycić wiotką gałąź wierzby. Oplotła ją tak ciasno, jak tylko zdołała, lecz mimo tego i tak zsunęła się parę stóp w dół. Okrzyki zaniepokojenia wyrwały się z gardeł wszystkich ścigających, lecz ona sama się nie lękała. Obróciła się bowiem ponownie, chwyciła pewnie wszystkimi kończynami i zabujała na pnączu, po czym wyskoczyła daleko od brzegu rzeki. Wczepiwszy się w konar drzewa, obróciła się z triumfalnym uśmiechem i krzyknęła na całe gardło:
– Wygrałam, wygrałam!
Krystaliczna woda, dumna z dziedziczki wiewiórek, poniosła jej słowa daleko po Lesie Mgieł. Słońce błysnęło z podziwem, a wielobarwne listowie zaszumiało donośnie, wyrażając swoje uznanie. Niedźwiedź wpatrywał się w nią z rozdziawionymi ustami, nietoperz zdawał się nie dowierzać w to, co ujrzał. Ku owinęła się swoim jaszczurczym ogonem, przysiadła niczym kot na nagim, białym kamieniu i klaskała z entuzjazmem, wiwatując radośnie wysokim, miękkim głosem. Jaguar zaś, chociaż desperacko próbował, nie zdążył się zatrzymać. Miękka gałązka nie utrzymała jego ciężaru i zgięła się z jękiem, przez co ten skończył w wodzie. Wypłynął od razu na powierzchnię, a niedźwiedź pochwycił go mocarną łapą za kark i usadowił na brzegu obok siebie.
Widok ten niesamowicie rozbawił Snai. Zbiegła z gracją po drzewie, chichocząc pod nosem. Przysiadła na piętach, opierając ręce o okrągły głaz i skłoniła się przed przyjaciółmi na drugim brzegu rzeki.
– Ależ śmiesznie wyglądasz, Namer! – zaszczebiotała i błysnęła bielutkimi, drobnymi zębami w szerokim uśmiechu.
– Jakbym się o ciebie nie martwił, to bym cię złapał – burknął jaguar. Jego czarne, gęste futro zazwyczaj prezentowało się nad wyraz dumnie, ale teraz nadawały mu prezencję obrażonego na cały świat wypłosza.
– Jasne jasne. Udało mi się, pogódź się z tym!
– Następnym razem cię złapiemy. Zawsze cię łapaliśmy przecież – stwierdził Gal. Nietoperz przycupnął na niskiej gałęzi, ale mimo swych słów, w jego oczach widniała duma z towarzyszki.
– I oto nadszedł kres waszej dominacji!
– No, muszę przyznać, że to było imponujące – zgodził się z nią Gal, skinąwszy głową.
– Tak tak, to było niesamowite Snai! – potwierdził niedźwiedź.
– Dzięki Gal, dzięki Nuri. A ty, Namer? Pochwalisz mnie czy nie?
Jaguar otrzepał się z wody, podrapał po nosie. Burknął coś parę razy pod nosem, udając oburzenie, ale nikogo nie potrafił oszukać. Wszyscy wiedzieli, że i on jest pełen podziwu dla wiewiórki.
– Gratuluję, gratuluję. To było niespodziewane i odważne. I ryzykowne – rzekł Namer, strosząc mokre uszy. Wyglądał w oczach Snai niesamowicie zabawnie, lecz jak zawsze komplement w jego wykonaniu rozgrzał jej i tak gorące serduszko.
Ku, chociaż swój entuzjazm wyraziła jako pierwsza, z gratulacjami poczekała ostatnia. Wyszeptała prośbę do pobliskich drzew, a te w odpowiedzi na wdzięczny, śpiewny głos splotły ze sobą korzenie, tworząc pomost dla jej delikatnych stóp. Córka Mgieł z tanecznym wdziękiem dostała się na drugi brzeg, a Snai, widząc to, podniosła się z kamienia i ruszyła dziewczynie naprzeciw. Splotły ciasno ze sobą dłonie i patrzyły na siebie nawzajem przez dłuższą chwilę, w ich oczach zaś skrzyły się żywymi barwami radość, ekscytacja i niczym nieskrępowana, pierwotna euforia.
– Byłaś niczym duch lori, niesiony promieniami Słońca przez leśne przestworza. Nigdy nie widziałam czegoś takiego – przemówiła Ku głosem tak aksamitnie gładkim, a przy tym pełnym wdzięczności i mądrości, iż wiewiórka czuła od niej aurę jej siostry Orii Białowłosej.
– Dziękuję Ku, dziękuję z całego serca – odparła, czując wzbierające w oczach łzy wzruszenia oraz szczęścia.
Wpadły sobie nawzajem w objęcia. Zabawy ich całej piątki w pościgi miały przede wszystkim funkcję rekreacyjną, jednakowoż z czasem zaczęły służyć także innym celom, od kiedy duchy ich przodków poczęły przejawiać się w czasie szalonych gonitw. Gdy wymęczone ciała były już na skraju fizycznych możliwości, spirytualistyczna energia spływała na nich, dodając im sił oraz wytrzymałości, oraz obdarzając zdolnościami patronów.
Dlatego też pościgi z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień stawały się coraz dłuższe i bardziej zawzięte. Celem uciekającego zawsze było dotarcie na drugi brzeg rzeki Pinilyi, nikomu jednakowoż jak dotąd nie udało się uciec przed goniącymi kompanami. Aż do dzisiaj, kiedy to po raz pierwszy z całej piątki przyjaciół dokonała tego Snai.
Uszczęśliwiona wtuliła głowę w szyję Ku, przymykając oczy. Czuła w sobie moc patronów, płynące w żyłach drobinki prymarnej energii. Chociaż nie pojmowała ich natury, tak z opowieści Córki Mgieł oraz Orii Białowłosej zdołała się o nich wiele dowiedzieć. Napełniało jej to bijące radośnie serce dumą. Kiedy poczuła z tyłu głowy smukłe dłonie Ku, gładzące rude futerko, uniosła na nią spojrzenie.
W bursztynowych oczach dostrzegła ogrom dumy, szczęścia i prawdziwej radości z wiekopomnego zwycięstwa.
– Gratuluję, Snai. Nasza dziedziczko wiewiórek, księżniczko płomieni.