KUP TERAZ
Słowianie lękali się leszego. Zwali go również gajowym, borowym, leśnikiem czy nawet leśnym dziadem. Niektóre z lasów były niemożliwe do przebycia, jeśli ich opiekun żywił urazę do ludzi. Zdarzało się jednak, że niektóre z leśnych demonów były ludziom przyjazne. Jeśli ci oddawali cześć bogom, żyli w zgodzie z naturą i nie byli chciwi, wówczas leszy takowym ludziom pomagał. Dzieciom i starszym pomagał w zbieraniu owoców, wskazując im cichym szeptem, gdzie winni się udać. Dobrym myśliwym zsyłał obfitość łowów, a sarny i jelenie były tak tłuste, iż Słowianie sami w podzięce składali borowemu ofiary.
Leszy pomagał również zagubionym wędrowcom, chronił przed dzikimi zwierzętami. Biada jednak tym, którzy nie okazywali lasom szacunku! Wówczas rozeźlony wilczy pasterz był najstraszliwszym demonem, jakiego można było spotkać. Porywał ludzi mieszkających na brzegu lasu, wodził ich na manowce w nocy, dniami zaś napuszczał na stada owiec czy bydła potężne wilki, niebojące się ostrych włóczni czy ognia.
Dlatego też należało żyć w zgodzie z leszym. Przed jego gniewem bowiem nie chroniło nic, nawet bogowie, którzy w swej mądrości uznawali, że ludzie sami na siebie ten los sprowadzili.
Demonologia Słowian była i jest bardzo rozwinięta. Leszy w wierzeniach słowiańskich był panem i opiekunem lasów. Nie jest do końca jasnym, czy był on istotą wrogą czy przyjazną ludziom. Prof. Gieysztor pisał np.:
„Jest to duch władczy, leśny car chłopów rosyjskich, wobec ludzi nieprzyjazny, zwodzi ich na manowce. Przybiera postać wilka, puchacza, także wichru".
Zgodnie z Wielką Księgą Demonów Polskich, borowy mógł być jednak również ludziom pomagać, zależnie od ich nastawienia wobec lasu. Jeśli Słowianie traktowali las z szacunkiem, wówczas gajowy bezpiecznie wyprowadzał ich z lasu, chronił przed atakami zbójców. Jeśli jednak leszy gniewał się na ludzi, wówczas las również był dla ludzi wrogiem.
Borowy przyjmował różne postacie. Wierzono, że może być wilkiem, puchaczem czy nawet wichrem. Posiadał trzody saren i jelenii, a jego straż tworzyły niedźwiedzie.
Naturalnie najbliżej leśnego demona stały dwie profesje: myśliwi i drwale. Dlatego też to oni składali leszemu ofiary, prosząc o to, by móc pozyskiwać dobra leśne dla ludzi. Jeśli tylko działali mądrze, wówczas borowy im na to zezwalał, a nawet i sprzyjał.
Jak zawsze przypominam, że to tylko moja interpretacji mitologii Słowian. Mam jednak nadzieję, że dobrze się bawiłxś podczas jej lektury i już teraz serdecznie zapraszam na kolejną część!
Sława!
Na nic zdały się wówczas porady niesione wiatrem Strzyboga czy podszepty Roda. Nie pomogły prośby Dziewanny, która przestrzegała, iż by traktować owy las z szacunkiem. Raz jeden Słowianie zdecydowali się zaprzestać wycinki, kiedy to bogini budząca wśród nich największą grozę, czyli Marzanna, przybyła pod postacią nocnej zjawy do drwali i przemówiła:
– Ślepą chciwością i zachłannością sprowadzicie na siebie nieszczęście. Odstąpcie, póki jest czas, inaczej sam las zacznie domagać się zapłaty. A wówczas nawet moja matka go przed tym nie powstrzyma.
Przestroga ta pomogła, lecz na krótko. Minęła bowiem jedna wiosna i kiedy śniegi odpuściły, wszyscy zapomnieli o przestrodze Marzanny. Wycinka trwałaby w najlepsze, gdyby nie pamiętna noc, która odmieniła wszystko.
Wiosenny poranek był ciepły, lecz nie wzbudzało to radości ludzi zgromadzonych w najbardziej wysuniętej w głąb lasu placówce drwali. Przybyli z samego rana, kiedy to jedyny ocalały z obozu przyniósł wieści o straszliwej masakrze. Zwłoki leżały wszędzie, rozszarpane przez dzikie zwierzęta. Wzbudziło to oczywiście gniew wśród wszystkich zgromadzonych. Pochwycili włócznie, topory, łuki i pochodnie i zebrawszy się razem, wyruszyli do lasu, by szukać zemsty na zwierzętach.
Wówczas nie wiedzieli jeszcze, z kim też mają do czynienia.
Myśliwi byli przekonani, że ślady krwi zaprowadzą ich do leża wilków. Z czasem jednak dostrzegli również ślady niedźwiedzich łap. Nie zmniejszyło to jednak ich determinacji, a wręcz wzmocniło gniew. Poranek zmienił się w noc, w której mimo blasku pochodni myśliwi niewiele byli w stanie dostrzec. Wtem jednak jeden z nich zauważył niedźwiedzia, kryjącego się w jednej z leśnych pieczar. Krzyknął do swych braci, by mu pomogli, ale wówczas drugi dostrzegł wilka. Nim się obejrzeli, jeszcze jeden spostrzegł olbrzymiego jelenia, aż wkrótce okazało się, że myśliwi z drapieżników stali się zwierzyną.
Dzikie zwierzęta zaatakowały z furią. Nie bały się płomieni ani ostrych broni. Walczyły zajadle i wytrwale, rozrywając ludzkie ciała zębiskami i pazurami, rozrzucając bitewny szereg potężnymi porożami. Myśliwi nie mieli najmniejszych szans. Ich przewaga liczebna oraz bronie na nic zdały się w nienaturalnie ciemnym lesie wobec zwierząt, które winny nie współpracować ze sobą.
Słowianie poczęli więc uciekać w popłochu, lecz nie mogli odnaleźć drogi powrotnej. Co i rusz trafiali na ścieżki, które kończyły się w dzikiej głuszy, świetliki udawały odległe światła, płonące w ludzkich oknach. Tak oto wszyscy drwale i myśliwi zostali rozgromieni. Jeden z nich tylko się ostał, syn wodza wioski. Dotarł na skraj lasu, a kiedy ujrzał ogniska wsi, krzyknął triumfalnie. Wówczas jednak potężna dłoń chwyciła go w tułowiu i uniosła w powietrze.
Przerażony młodzian ujrzał przedziwną istotę. Z pozoru antropomorficzną, acz zdecydowanie od człowieka większą. W prawej dłoni dzierżyła ona kostur, jej ciało pokryte zaś było dziesiątkami pnączy oraz korzeni. Demon ten był dziecięciem samego lasu, jednocześnie stając się jego opiekunem. Posiadała ona usta, lecz kiedy przemówiła, młodzieniec usłyszał jej głos prosto w swoich myślach.
– Ten oto las jest pod mą opieką. Niechaj ludzie nie ważą się stawiać w nim nogi, jeśli pragną zachować żywot. Idź i przekaż to pozostałym.
Młodego mężczyznę znaleziono nad ranem, dygoczącego z zimna, jego ciało zaś rozpalone było jak żar. Po opatrzeniu ran przez znachora przez dwa dni i dwie noce spał jak zabity, a kiedy się przebudził, był przekonany z początku, iż wszystko mu się przyśniło. Kiedy jednak wszyscy poczęli dopytywać go, cóż takiego się zadziało w lesie, wspomnienia do niego powróciły. Zakazano wówczas dalszej wycinki lasu, a na jego skraju poczęto składać drobne ofiary, by to też Pan Lasu, którego ochrzcili leszym, nie mścił się na nich.
Kiedy ludzie osiedli już na ziemi, a kolejne pokolenia zajmowały coraz to szersze połacie ziemi. Tak jak nakazali im bogowie, korzystali z jej darów i darzyli ją czcią. Traktowali, dzięki mądrościom Mokoszy, jak swoją matkę, której bogactwo pozwala im żyć i się radować.
Nie wszyscy ludzie jednakowoż czerpali z mądrości bogów. Im bardziej Słowianie oddalali się od bogów, tym częściej traktowali ich nauki jako zbyteczne. Pozbawione znaczenia w świecie, który chcieli zbudować na swoją modłę. Za jawny sprzeciw i bunt wobec bogów Strzybóg zsyłał takim ludziom wichry czy sztormy, Dadźbóg odbierał słoneczne promienie, Swaróg wygaszał domowy płomień. Jednak były to przypadki skrajne. Za rozkazem Peruna bowiem bogowie mieli ludziom pomagać, lecz mieli zostawić im wolną wolę.
Nadszedł dzień, kiedy to pewne plemię Słowian odkryło tereny idealne do założenia nowej osady. Tuż nad jeziorem zbudowali pierwsze domostwa, nieopodal rzek zaorali pola. Z czasem wieś rozrosła się do słusznych rozmiarów, aż zdecydowano, by założyć gród. By go jednak wybudować, potrzebne było zdobycie znaczących ilości solidnego drewna. Z tego też powodu mieszkańcy wsi ściągnęli drwali ze wszelkich innych osad i rozpoczęli masową wycinkę pobliskiej puszczy, dotychczas nietkniętej ludzką ręką.
Dawni Słowianie wierzyli, że demony ujawniające się w puszczach nie należą do świata zmarłych ludzi. Lasy, chociaż święte, rządzone były przez pozaludzkie siły. Na ich czele zaś stał demon zwany borowym, borutą, leśnikiem, leśnym duchem, czy w końcu – leszym.
Wysłuchaj powieści o tym, kim był owy leszy, demon lasów!
Strona www stworzona w kreatorze WebWave.