KUP TERAZ
O rodzanicach już nieco napomknąłem w poprzednim wpisie. Źródła o nich są niejednoznaczne. Niemniej jednak, jak wskazuje prof. Gieysztor:
"Ze źródeł ruskich wynika, że Rodowi i wymienianym z nim łącznie rodzanicom (staroruskie rožanica, roždenica) ofiarowywano chleb, ser i miód. Dzieciom strzyżono włosy i także oddawano je rodzanicom. Kobiety warzyły dla nich kaszę"
Zauważa również, że rodzanice raczej przynależały do demonologii niż panteonu bóstw, niemniej jednak występowały wraz z Rodem. Były to niewidzialne istoty żeńskie, rozstrzygające o losie ludzkim po narodzinach. Co istotne, wymieniano obok nich Dolę, o której mówiono "dobrze jest żyć takiemu, czyja Dola nie śpi".
Pojawia się tu pewien problem. Niektórzy widzieli Dolę jako jedną z rodzanic, jak np. wyczytać można w Mitologii Słowiańskiej Bobrowskiego i Wrony. Inni z kolei widzieli Dolę "gdzieś obok" rodzanic, niektórzy zaś Dolę utożsamiali z Rodem. Tak oto napisał Gieysztor:
"Nasuwa się więc pytanie, czy staroruski Rod nie byłby Dolą? Szczęście, dola, udział – wszystkie te pojęcia i wyrazy oznaczają uczestnictwo w powodzeniu i należą do obiegowych idei i słów światopoglądu słowiańskiego. Tak widział sprawę Brückner, który traktował rod jako abstractum udawania się rzeczy, szczęścia w ogóle, wskazując na awestyjski (średnioperski) wyraz rada – +opiekun+"
W swojej artystycznej interpretacji uznałem Dolę jako małżonkę Roda, z którego to związku przyszły na świat rodzanice. Jak się okazuje, nie jestem w tych przemyśleniach sam. Na stronie Sławosław wyczytać bowiem można:
"Trudno też powiedzieć, na ile koncepcja słowiańskiej Doli łączyła się z trzema Wieszczącymi. Religioznawcy przypuszczają, że dawniej wierzono tylko w jedną Rodzanicę, żonę Roda i że dopiero pod wpływem innych kultur Rodzanica się +roztroiła+."
Próbując pogodzić mnogość interpretacji, uznałem Dolę za żonę Roda, rodzanice zaś za jej pomocnice i córki. Rodzanice odnieść można do innych podobnych wierzeń: greckie Mojry czy rzymskie Parki bądź nordyckie Norny. W polskim folklorze rodzanice występowały również jako tzw. zorze i kojarzone były z trzema porami: porankiem, południem i wieczorem. Ich kult odnotował etnograf Zorian Chodakowski, który tak oto o nich napisał:
"Trzeba pójść i zniżyć się pod strzechę wieśniaka w różnych odległych stronach, trzeba śpieszyć na jego uczty, zabawy i różne przygody. Tam, w dymie wznoszącym się nad głowami, snują się jeszcze stare obrzędy, nucą się dawne śpiewy i wśród pląsów prostoty odzywają się imiona bogów zapomnianych. W tym gorzkim zmroku dostrzec można świecące im trzy księżyce, trzy zorze dziewicze, siedem gwiazd wozowych."
Z kolei Stanisław Czernik, folklorysta i poeta, tak kiedyś oto napisał:
"Zorzyczki, zorzyczki,
trzy was jest
jedna porankowa,
druga południowa,
trzecia wieczorowa.
Weźcie od mego dziecka płaczenie,
oddajcie mu spanie."
Jak zawsze przypominam, że moja interpretacja nie jest wykładnią wiary ani przekrojową, dogłębną pracą naukową. Jest to moja artystyczna interpretacja naszej rodzimej, słowiańskiej mitologii. Należy pamiętać, że wierzenia Słowian nie były jednolite. Podlegały zmianom kulturowym, językowym, a i różniły się w poszczególnych regionach.
Niemniej jednak liczę na to, że dobrze się bawisz, czytając "moją" mitologię. I jak zawsze zapraszam do samodzielnego poszukiwania swoich własnych interpretacji.
Sława!
Tak oto mijały im wspólnie noce. Pewnego wieczoru jednakowoż, kiedy Rod odnalazł Dolę, ujrzał, iż ta nie posiada wrzeciona. Zdumiało go to wielce, nigdy bowiem nie widział Pani Losu bez tego atrybutu. Zasiadł naprzeciw niej, jednakowoż milczał, nie wiedząc, co powiedzieć. Wówczas to Dola ujęła jego dłoń swoimi i z subtelnym uśmiechem przemówiła po raz pierwszy:
– Opowiedz mi Rodzie, cóż dzieje się na dalekiej północy?
Bóg wspólnoty siedział przez dobre parę minut zszokowany. Widząc jednak łagodne spojrzenie Doli oraz jej szczere zaciekawienie, poczuł, jak wypełniają go siły. Nie zwlekając więcej, rozpoczął opowieść pełną niesamowitych historii. Po raz pierwszy w życiu przemawiał z tak wielką pasją, Dola zaś słuchała każdego słowa z uwagą.
Tego też wieczoru, udali się na spoczynek nie oddzielnie, a wspólnie. Pozornie dziwny to był związek, Rod bowiem mówił wiele, tonem silnym, podniosłym, pełnym żaru, Dola z kolei przemawiała rzadko i cicho, na tyle lekko, iż Strzybożowe wiatry porywały nieraz jej słowa. Jednak kiedy tylko bogowie przyglądali się owej parze z bliska, widzieli, iż prawdziwie są dla siebie stworzeni.
I z tego to też właśnie związku narodziły się dziecięcia. Nie jedno, nie dwa, a trzy równocześnie. Na świat przyszły w towarzystwie Mokoszy, która jak zawsze czuwała nad boskimi dziatkami. Kiedy pokazała je dumnemu ojcu, tak oto przemówiła:
– Oto trójka dzieci, które, chociaż niewidzialne będą dla ludzi, tak będą obecne w ich życiu. Niniejszym nazywam je rodzanicami, po ich czcigodnym ojcu. Niechaj będą Wam radością!
Rodzanice rosły szybko, sprawiając rodzicom wiele utrapień, ale i radości. Zainteresowały się one sztuką Doli w młodym wieku i poczęły naśladować matkę. Pojawiały się jako trzy, młode kobiety, które przybywały przed Dolą i plotły nić życia trzy dni po narodzeniu dziecka. Jedna z nich nić kręciła, druga mierzyła, trzecia zaś odcinała. Po skończonej ceremonii wszystkie trzy malowały na czole dziecięcia niewidzialne znamię i znikały wśród mroków nocy.
Myliłby się kto jednak, sądząc, iż tak oto zapleciony los był losem ostatecznym. Rodzanice bowiem były niesforne i nie raz, nie dwa kłóciły się ze sobą nawzajem. Toteż stateczna Dola podejmowała ostateczną decyzję, jak wyglądać ma żywot ludzki.
Z czasem poczęto rodzanice wzywać również w innych sytuacjach. Kiedy choroba zmogła dane domostwo, wówczas Słowianie prosili córy Roda o przybycie. Witano je wówczas chlebem, serem, miodem i kaszą. Przychodziły o różnych porach – jedna o poranku, druga w południe, trzecia zaś wieczorem. To również im ofiarowywano włosy dziecię po postrzyżynach, by zapewnić mu dobry los po tym pierwszym rytuale, rozpoczynającym nowy etap w życiu młodzika.
Słowianie byli jednak ludem silnym i nieprzewidywalnym. Nie raz i nie dwa zdarzało się, że któryś śmiały mąż bądź krnąbrna dziewoja uciekali przed przeznaczeniem. Chociaż musieli mierzyć się z wieloma przeciwnościami losu, tak to jedno od nich zależało, jak stawią im czoła. I również od nich zależało, jak wykorzystają przychylność rodzanic bądź Doli.
Niemniej jednak utarło się, by przed wielkimi wydarzeniami, przygotować posiłek dla Pani Losu i jej córek. Wszak dobrze jest żyć takiemu, czyja Dola nie śpi.
Dola plotła losy ludzkie wytrwale, zarówno dzieciom, jak i dorosłym, jeśli tylko uprosili ją o przebłaganie. Było to jednak zajęcie męczące, tym bardziej, im więcej Słowian przychodziło na świat. Tym, który dostrzegł to jako pierwszy, był nie kto inny jak Rod, bóg wspólnoty. Przybył pewnego wieczora, równie niewidzialny dla ludzkiego oka jak ona i zasiadł obok niej. Zagaił z nią rozmowę, Dola jednakowoż nie odpowiedziała. Zdziwiło to boga, który wszak z samej swej natury był osobą towarzyską. Po długiej chwili ciszy spróbował ponownie, lecz i tym razem mu się nie powiodło. Kiedy za trzecim razem Dola nie odrzekła, Rod postanowił zostawić ją w spokoju. Powstał i obrócił się na pięcie, lecz nim zdążył odejść, poczuł, jak coś szarpie go za ubiór. Spojrzał za siebie i ujrzał, że to Dola złapała go za brzeg płaszcza, pociągając ku sobie.
Toteż Rod zasiadł ponownie i patrzył na towarzyszkę, która plotła los ludzkiemu dziecięciu. Nie wiedząc, jak się zachować, po prostu zaczął opowiadać. Rozprawiał o przygodach Słowian, o tym, z jakimi trudami się mierzą, jak wielkie osiągają szczyty, jak oddają cześć bogom i cóż to bogowie czynią dla nich w zamian. Nawet nie zauważył, kiedy upłynęła im cała noc. I chociaż Dola słowem się nie odezwała, tak Rod był gotów przysiąc na Welesa, iż widział w kącikach ust uśmiech.
Tak oto upływały im noce. Nie zawsze Rod mógł przebywać z Dolą, lecz ta zdawała się zawsze na niego czekać. Z czasem bóg wspólnoty na tyle przywykł do milczącej towarzyszki, iż każdego dnia wyczekiwał nocy.
Dola plotła wytrwale losy ludzkie, nie zważając na swe zmęczenie. Im liczniejsze były jednak wspólnoty Słowian, tym większy był jej trud. Dostrzegł to Rod, bóg wspólnoty i zapragnął pomóc Doli. Wszak ich wzajemne losy były ze sobą splecione, toteż i winni byli sobie pomagać. A ich przyjaźń zrodziła nieoczekiwane owoce...
Droga Wędrowczyni, Drogi Wędrowcze, zasiądź wygodnie i wysłuchaj, kim są rodzanice!
Strona www stworzona w kreatorze WebWave.